Lokalizacja zawodów: Warszawa, mazowieckie

Warszawskie Bemowo co roku na wiosnę gości ludzi z benzyną w żyłach, fanów ekstremalnych form motosportu. Nie inaczej było i tym razem. Do stolicy zjechało spore grono zwariowanych osobników, nie mogących na dłuższą metę obejść się bez niebezpiecznie wysokich skoków adrenaliny. Topowy poziom endorfin, zapewniających uczucie błogiej przyjemności, dają im zwłaszcza silne przeciążenia odczuwalne we wnętrzach sportowych maszyn. Jedni z nich tego typu wrażeń szukają na prostych, drudzy - wprost przeciwnie - w łukach. Mowa o pasjonatach sprintu samochodowego i drifterach. Na lotnisku w stolicy nie zabrakło też magików na motocyklach, czyli stunterów, a także radykalnego eksperymentu wyścigowego - Radicala SR3 RS.

Inauguracja polskiego sezonu wyścigów równoległych na dystansie 1/4 mili to prawdziwa gratka dla kibiców spragnionych wyczynowej rywalizacji, to święto fanów tuningu i rzadkich sportowych modeli. Nic więc dziwnego, że co roku na Bemowo ciągną prawdziwe pielgrzymki motosportowej gawiedzi nie tylko z Mazowsza, ale też innych regionów Polski. Wielotysięczny tłum żądny silnych doznań, po raz kolejny bynajmniej się nie zawiódł.

Imponująco wyglądał już sam parking dla... kibiców. Wśród setek aut stawały nam nim maszyny takich marek jak chociażby Porsche, Bentley, Ferrari, BMW w topowych wersjach M-Power, czy sportowe Mercedesy, wśród których znalazł się nawet klasyk C124 w rzadkim wydaniu AMG.

Jeszcze przyjemniej robiło się nieco dalej - w wystawienniczej części eventu na Bemowie. Publikę witały takie maszyny jak nowe Ferrari czy Nissany GT-R. Swoje możliwości w zakresie tuningu optycznego i mechanicznego mogły zaprezentować firmy specjalizujące się w tego typu przeróbkach. Uwagę przyciągał też jeżdżący w okolicach parku maszyn Radical SR3 RS - typowo wyścigowa, lekka dwumiejscowa konstrukcja, dająca kierowcom na torach przeciążenia rzędu nawet 3G, szybka w zakrętach niczym auta klasy GT3.

Tego dnia uwagę widowni najbardziej przykuwały (poza gronem atrakcyjnych hostess) oczywiście driftowozy i bardzo szybkie maszyny, które przyjechały zmierzyć się z ćwierćkilometrową prostą betonową bieżnią, przygotowaną na lotnisku. W części parku maszyn przeznaczonej dla pasjonatów jazdy w kontrolowanym poślizgu, zdecydowanie dominowały BMW i Nissany. Park dla sprinterów opanowały bardzo mocne auta różnych marek, w tym chociażby Porsche i Mercedesy. Tradycyjnie nie brakowało amerykańskich potworów z wielkimi silnikami np. Chevroletów Corvette i Camaro, czy Mustangów. Były też imponująco wyglądające, wspominane Nissany GT-R. Nie brakowało również aut stosunkowo rzadkich na polskich drogach marek takich jak Maserati czy Saab. W tym ekskluzywnym gronie do walki stanęły też bynajmniej nie seryjne... maluchy i garbusy.

W gronie dwustu zawodników startujących w mistrzostwach na dystansie ćwierć mili znalazło się też kilkudziesięciu motocyklistów na doprawdy imponująco wyglądających stalowych rumakach. Najszybsze z nich na pokonanie po starcie przeszło 400-metrowej prostej potrzebują niespełna 10 sekund.

Do Warszawy zjechały też całe zespoły, które reprezentuje po kilku kierowców. Toruńsko-warszawski Adex MTC miał swoich reprezentantów zarówno w gronie sprinterów, jak i drifterów. Z Grodu Kopernika do Warszawy Mercedesami wybrali się Jacek i Wojciech Ludwisiakowie oraz Tomasz Niejadlik (Mercedes Toruń Club AT). Na miejscu czekali na nich ich koledzy ze stolicy - Paweł Kowalski, mistrz poprzedniego sezonu "wszechklas" SSS Racing i uczestnik cyklu SSSuper Drift Cup - Michał Przybylski. Zawody dla drugiego z nich zakończyły się bardzo pechowo, już na etapie kwalifikacji. Popularny "Obebo" na Bemowie pojawił się przygotowanym do tego sezonu w STW Center Mercedesem CLK 55AMG. Drifterowi z Warszawy bardzo dobrze jeździło się debiutującą po zmianach "gwiazdą". Niestety, w pewnym momencie auto zbyt mocno uciekło na nieco przemoczonym deszczem betonie i zetknęło się z masywną bandą. Uszkodzeń nie udało się usunąć i Michał Przybylski musiał wycofać się z zawodów. Los "Obebo" tego dnia podzieliło też kilku innych drifterów.

Zawodnicy Adex MTC nieco pechowe starty zaliczyli także w wyścigach "na ćwiartkę". Paweł Kowalski półfinał dragowej klasy RWD Turbo pewnie wygrał, jednak ten wyścig kosztował go porażkę w... finale.
- W półfinale pojechałem z wyłączonym systemem i bez podtlenku - mówi ubiegłoroczny czempion. - Przed startem w finale aktywowałem system, jednak zapomniałem o odkręceniu butli. Banalny błąd. Nacisnąłem, siknęło samą benzyną i auto tuż po starcie zachowało się, jakby ktoś zaciągnął hamulec ręczny. Kolega z Camaro uciekł w tym momencie daleko do przodu.

Pewien niedosyt po rundzie w Warszawie z kilku względów mieli też Jacek i Wojciech Ludwisiakowie. Obaj jednak także uplasowali się w czołówce, zapunktowali, co daje im dobrą pozycję wyjściową przed rywalizacją w kolejnych rundach SSS Racing. Tym bardziej, że Wojtek, młodszy z rodzinnego duetu, przed zawodami ze sporą obawą spoglądał na auta konkurentów. Jego klasa Street RWD była tym razem najliczniej obsadzoną w całych zawodach. Kibiców mocno zelektryzował pojedynek torunianina z kierowcą zasiadającym w emanującym mocą 750-konnym Shelby Mustangu.
Paweł Kowalski przed startem uspokajał młodszego i mniej doświadczonego kolegę. Przekonywał, że ogromna moc i kosmiczny moment obrotowy mogą utrudnić Mustangowi "wyjście z progu".

- Spokojnie, on może mieć tu duże problemy z trakcją. Bardzo możliwe, że nie poradzi sobie za dobrze na starcie. Przypuszczam, że zadecyduje pierwsze sześćdziesiąt stóp. Wcale nie stoisz na straconej pozycji.

Słowa mistrza sprawdziły się. Shelby miało bardzo poważne kłopoty z przyczepnością po starcie. Czarny Mercedes SL55 AMG we wszystkich wyścigach uciekał, już po około stu metrach zyskując bezpieczną przewagę. Mustang na dystansie starał się gonić, jednak bezskutecznie. Federale "gwiazdy" znakomicie "kleiły się" do betonu. Swoje zrobił właściwy dobór ciśnienia w tychże oponach oraz nowa mapa wyścigowa.

Nie mniejsze wrażenie na kibicach stojących wzdłuż pasa lotnika w efektownych szpalerach, zrobili fachowcy od motocyklowej i quadowej kaskaderki, czyli stunterzy.

Gwoździem programu były jednak po raz kolejny przejazdy Predatora - pojazdu z silnikiem odrzutowym. Jet car z Francji na SSS Racing gościł już nie po raz pierwszy, jednak jak zawsze wywołał duże emocje.
- Widzę to już po raz któryś, jednak w dalszym ciągu robi to na mnie wielkie wrażenie - podkreślał Mateusz, jeden z kibiców, którzy zameldowali się na Bemowie.

Już sama rozgrzewka Predatora na starcie przyprawiała o szybsze bicie serca i sprawiała, że większości widzów włosy jeżyły się na głowach. Huk odrzutowego silnika, przeszywany co jakiś czas efektownym wystrzałem i ścianą ognia, u wielu wywoływał dreszcz emocji. Te sięgnęły zenitu, gdy maszyna w mgnieniu oka osiągała zawrotną prędkość. Niektórzy kibice żałowali jedyne, że pas startowy nie jest dłuższy.
- Chciałoby się z boku zobaczyć taki odrzutowiec, pędzący na dystansie kilku kilometrów - stwierdził Mateusz.

Kolejna runda mistrzostw organizowanych przez Stowarzyszenie Sprintu Samochodowego odbędzie się w dniach 26-27. maja na lotnisku Rudniki koło Częstochowy. Będzie to wielki event pod nazwą Extremizer Motor Show.

Galeria fot. Jazda Miejska