JazdaMiejska.pl | moto magazyn
Rajdowe ośrodki dla modeli RC

Rajdy z pilotem... do sterowania

Data publikacji: 2014-02-03

O ile szósta już wersja Gymkhany z udziałem rajdowego showmana Kena Blocka nie zachwyciła mnie niczym szczególnym, o tyle jego zamiłowanie do zabawy zdalnie sterowanymi replikami Fiesty WRC wzbudza mój podziw i uznanie.

Jeśli taki "driver" staje się twarzą elektrycznych maszyn wzorowanych kropka w kropkę na swoich "gwiazdorskich" Fordach, czy wcześniej Subaru, to musi być w nich jakaś magia. I jest, zwłaszcza w polskim wydaniu.

Przyznam się szczerze - jeden taki model kupiłem sobie sam, na święta, na urodziny, dla zabawy, w ramach przeprosin - każdy powód jest dobry, by go mieć. Moje dzieci muszą jeszcze poczekać, aż mi, tatusiowi zabawka ta się znudzi. A patrząc na kolorowy karton skrywający w sobie potężną rajdówkę mojego amerykańskiego idola, pewnie prędko to nie nastąpi. Okazałych rozmiarów Ford Fiesta WRC w skali 1/8 niemal niczym nie różni się od swojego pierwowzoru. Przepięknie wykonana karoseria, nadmuchane błotniki, żarzące się felgi, kolorowe i wykonane z mistrzowską precyzją oklejenie to tylko przedsmak zapowiadającej się ekstazy. Napęd na cztery koła z centralnym dyferencjałem, potężny silnik elektryczny klasy "WRC", olejowe amortyzatory i miękkie gumowe opony z szutrowym bieżnikiem - no to teraz dopiero będzie moja własna Gymkhana. Tylko czy jazda wokół przysłowiowego "trzepaka" nie znudzi mi się zbyt prędko?

Jest takie ryzyko. Bo latanie bokami wieczorem po zamkniętym parkingu OBI, bez kolegów, odcinków specjalnych, rywalizacji, nie daje zbyt dużo radości. W końcu my, motorsportowcy, kochamy swoje towarzystwo, adrenalinę, walkę o ułamki sekund, ten dreszczyk emocji gdy wpadamy na metę i czekamy, aż sędzia poda nam czas i rzucimy do pilota: "I co? byliśmy szybsi?". Potem już tylko szampan, puchary i pocałunki od hostess, w błysku fleszy i telewizyjnych kamer, wywiady, autografy... To jest ten wielki, rajdowy świat. Czy można jednak połączyć szalony powrót do dzieciństwa z marzeniem o starcie w rajdach, nie mając bajońskich sum na szwajcarskim koncie lub kochanego i wyrozumiałego sponsora? Można, i to z powodzeniem.

Jeśli kochacie rajdy, a wasz budżet nie pozwala na starty w mistrzostwach świata, czy w naszej narodowej lidze, to warto posmakować rajdowych emocji w nieco mniejszej skali. Gdzie, czym i jak? Już wyjaśniam.

W Toruniu urodził się nie tylko Kopernik...

Miłość do rajdów była dla nich najważniejsza i mimo braku środków na własny samochód z klatką w środku, postanowili te marzenia zrealizować w nieco inny sposób. Kupili sobie elektryczne modele RC (Radio Control - zdalnie sterowanie - przyp. red.) japońskiej firmy Tamiya i postanowili przenieść ten cały rajdowy świat do skali 1:10. Było im łatwiej, bowiem Toruń, gdzie mieszkali, dysponował już profesjonalnym obiektem i torem rallycrossowym, przy którym można było stworzyć jego miniaturyzację na potrzeby rozgrywania zawodów modeli samochodów RC. Wsparcie Toruńskiego Klubu Motorowego, ówczesnego włodarza obiektu przy Bielańskiej 66, innowacyjny pomysł połączony z zaangażowaniem i determinacją ich twórców, sprawił, że plan się powiódł. I tak oto bracia Robert i Jarek Małeccy, zapoczątkowali w naszym kraju rajdy i wyścigi rallycrossowe profesjonalnych modeli zdalnie sterowanych. Coś nowego, niezwykłego, emocjonującego... podobno, nawet Japończycy pospadali z krzeseł, jak zobaczyli "polskie zastosowanie" swoich elektrycznych modeli.

Bazą do stworzenia regulaminów i zasad rozgrywania ogólnopolskich zawodów modeli RC były oczywiście przepisy PZM opracowane dla Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Polski, z uwzględnieniem wszelkich załączników i dyrektyw FIA. Był więc podział na klasy, badania kontrolne, odcinki specjalne, strefa serwisowa z kontrolą czasu oraz "Parc Ferme". Byli też pierwsi kibice, puchary i wywiady w mediach, w tym również na łamach czytanego właśnie magazynu rajdowego WRC. Karuzela zaczęła się kręcić, zwiększając swoje tempo z imprezy na imprezę.

Pierwsze rajdy rozgrywane były na terenie toru rallycrossowego w Toruniu. Organizatorzy, czyli Robert i Jarek otoczeni coraz większą liczbą zapaleńców, budowali "oesy" na prostej startowej wykorzystując do tego węże przeciwpożarowe, napełniane przez strażaków wodą. Taki system "band" z jednej strony wyznaczał przebieg "odcinka specjalnego", a z drugiej absorbował siłę uderzeń rozpędzonych rajdówek, chroniąc lexanowe karoserie przed poważnymi uszkodzeniami. Dla urozmaicenia zawodów, próby sportowe układano również na płycie poślizgowej lub kostce brukowej, każdorazowo przyozdabiając je rampą startową, punktami kontroli czasu i znakami START, META. Później przyszły bardziej ekstremalne nawierzchnie - pierwszy Rajd Zimowy (śnieg lub lód), zawody w deszczu czy niezwykle widowiskowe rajdy szutrowe. Małe rajdówki, z początku szybko mknące po czystym i równym asfalcie, nagle musiały uzbroić się w bardziej wytrzymałe podzespoły. Na szczęście dostępność części i pomysłowość kierowców (w końcu rajdy RC to jednak też modelarstwo) pozwoliły odpowiednio wzmocnić auta i przygotować je do rywalizacji na bardzo wymagających trasach. Teraz liczyła się nie tylko prędkość i czystość przejazdu, ale i odpowiednia taktyka, opony czy twardość zawieszenia. Piasek lub śnieg były tutaj testerem umiejętności manualnych kierowców - kto lepiej zabezpieczył "serce" rajdówki przed zabrudzeniami, ten mógł czuć psychiczną przewagę nad rywalami. Ogień i do przodu.

Niewątpliwie urokiem rajdów RC jest ich niemal wierne odwzorowanie względem świata 1:1. Mocne silniki i napęd na cztery koła pozwalają zaprezentować niezwykle widowiskową jazdę. Pięknie lakierowane i oklejanie karoserie, wzorowane na rajdówkach Sebastiana Leoba, Colina McRae czy Petera Solberga, idące szerokim slajdem po szutrowej patelni toruńskiego toru - to jest coś, w tym można się zakochać. Patrząc na zdjęcia z imprez nie trudno pomylić model z prawdziwym samochodem. Tumany kurzu wydobywające się spod kół czy rozbijane śnieżne bandy to obrazki do złudzenia przypominające klimat Rajdu Polski czy zimowej imprezy u naszych północnych sąsiadów. Gdyby tylko nie te czarne, wystające słupki mocujące karoserie...

Rajd Zimowy4WD, 2WD...

Budowa elektrycznej rajdówki to naprawdę skomplikowana maszyneria. Napęd na cztery koła, regulowane zawieszenie, regulowane kąty pochylenia kół czy też przeróżne twardości sprężyn, to tylko początek nauki stworzenia samochodu idealnego, gotowego zwyciężać na każdym rajdzie. Kluczową rolę w sukcesie odgrywa, podobnie jak w prawdziwych zawodach, przygotowanie sprzętu. W zależności od nawierzchni rajdu trzeba dobrać opony, sztywność zawieszenia czy nawet przełożenie "skrzyni biegów". Fakt, typowej przekładni tutaj nie ma, ale koło zębate z silnika przenoszące "moment obrotowy" na oś może mieć różne wielkości. Koło zębate odbierające ten moment też można wymieniać i dopasowywać wielkością. A kto zna fizykę już wie, że manipulowanie tymi wartościami zmienia charakterystykę rajdówki - albo przyspieszamy szybko, ale krótko, albo auto ma większą prędkość maksymalną, ale na jej osiągnięcie potrzebuje więcej czasu. Opcji jest naprawdę wiele, i tylko doświadczenie, trening, trening i raz jeszcze trening pozwolą dobrze przygotować auto na zawody. Ważne jest jednak to, że mimo tak małej skali, model oferuje szereg modyfikacji i możliwości tuningu. Nie mylmy więc takiej rajdówki z zabawką za 50 zł w hipermarkiecie. To tak, jakby od "Hołka" oczekiwać zwycięstwa w Dakarze wsadzając go do 10-letniego cywilnego X3 na gaz oklejonego w kolorowe naklejki. To jednak trochę "inna liga".

Stolica walczy ostro

Pomysł na starty w rajdach samochodowych, ale w mniejszej skali, spodobał się również mieszkańcom "Stolicy", którzy rozpoczęli regularne podróże na zawody do Torunia. Brali udział nie tylko w rajdach, ale również toczyli boje zderzak w zderzak podczas widowiskowych wyścigów rallycrossowych. W tej dyscyplinie Gród Kopernika był również inicjatorem i jedynym bodaj w kraju miejscem, gdzie takie zawody można było organizować. Kluczem do sukcesu okazał się toruński klimat oraz "miejscówka" - miniaturyzacja toru powstała bowiem tuż za wałem ziemnym odgradzającym modelarzy od prawdziwego toru rallycrossowego. Później, w jego sąsiedztwie, zbudowana została kopia toru ze Słomczyna, z asfaltowymi i szutrowymi partiami. Warunki powstały więc wyśmienite, choć chętnych do ścigania było zdecydowanie mniej niż w przypadku rajdów. Powód okazał się prosty - bezpośrednia konfrontacja na torze kończyła się zazwyczaj połamanym zderzakiem, urwanym kołem czy pękniętym wahaczem. Rallycross RC został więc zarezerwowany tylko dla prawdziwych twardzieli.

Od Rajdu Toruńskiego, przez Rajd Warszawski po Rajd Trzebnicki

Grono miłośników rajdów RC wciąż rosło, i to niezależnie od wieku. Do Torunia przyjeżdżali zawodnicy z Gdańska, Poznania, Bydgoszczy, Warszawy, Łodzi czy nawet Kłodzka. Na jednych z imprez gościnnie pojawił się nawet Tomasz Czopik, a Maciej Wisławski wysyłał gorące pozdrowienia dla "małego" zespołu REAL Rally Team. Choć klimat imprez organizowanych w piernikowym grodzie był wyjątkowy (komentarz na żywo, wywiady, filmy, relacje z zawodów, ciekawe galerie), w kilku miastach Polski również rozpoczęły się plany tworzenia rajdowych ośrodków. Zawodnicy z Warszawy i okolic stworzyli Rajdową Ligę Mazowsza (RLM, www.rajdyrc.eu), Kraków stał się stolicą Małopolskiej Ligi Rajdowej, a od 2011 roku na rajdowej mapie Polski RC pojawił się Wrocław wraz z Dolnośląską Ligą Rajdową (DLR, www.rc-dolnyslask.pl).
Zasady gry w większości przypadków są podobne, choć każdy z organizatorów chce być na swój sposób "oryginalny". "Warszawka" stosuje inny podział klas niż "pierniki" z Torunia, Wrocław zaś stara się w ogóle nie korzystać z regulaminów, tłumacząc to po prostu dobrą zabawą. Jednak gdy pojawia się klasyfikacja generalna, wyścig z pomiarem czasu i puchary na koniec sezonu, reguły "dobrej zabawy" muszą być wyznaczone.

Ford Fiesta WRC w skali 1:10Startując w RLM czy w Toruniu, można spodziewać się przepisów zbliżonych do prawdziwych rajdów. Zawodnicy dzieleni są na klasy w zależności od mocy swojego auta (wiek zawodnika nie ma generalnie znaczenia). Wspólne jest to, że każdy model musi być odwzorowany w skali 1:10 oraz posiadać silnik elektryczny. Napęd może być przenoszony na jedną oś (2WD) lub na wszystkie koła (4WD), za pomocą paska czy wałka. W "Stolicy" obowiązują też rajdowe karoserie, które choć raz w świecie 1:1 startowały w zawodach rangi mistrzostw świata, Polski czy regionu. Podobnie jest we Wrocławiu, który swoje zawody wzoruje na rajdach czeskich. Zawieszenie, opony, podzespoły elektroniczne mogą być dowolnie modyfikowane. Jeśli ktoś posiada mocny, bezszczotkowy silnik z pewnością trafi do najwyższej, królewskiej klasy najczęściej oznaczanej WRC. Słabsze auta klasyfikowane są odpowiednio w grupie S2000, S1600 lub dla początkujących - klasa N. Nieco inne oznaczenie stosuje się w Rajdowej Lidze Mazowsza (WRC1, WRC2, WRC3), choć i tu głównym wyznacznikiem jest również moc silnika. Uczestnicy Dolnośląskiej Ligi Rajdowej wzorują się bardziej na czeskich czempionatach, nie zagłębiając się w regulaminy FIA i PZM. Tam wystarczy rajdowa karoseria, model w skali 1:10, silni elektryczny i... dużo chęci do dobrej zabawy. W "generalce" jest więc tylko podział na nazwiska i liczbę uzyskanych punktów z każdej rundy.

W sezonie organizatorzy starają się planować około 7-8 rund, a na zakończenie uroczystą Galę z SuperOES-em, niczym rajdowe święto na ulicy Karowej. Rekordzistą w tym roku był Wrocław, który zorganizował aż 10 zawodów rajdowych w małej skali. Rywalizację otwierają zazwyczaj imprezy zimowe - dobrze zabezpieczony model, opony z kolcami, więc nawet śnieg nie jest nam straszny. Lokalizacja zawodów bywa różna - każdy szuka ciekawych, wymagających i "klimatycznych" terenów. Są to miejskie parki z szutrowymi alejkami, boiska sportowe, asfaltowe parkingi czy odcinki prawdziwych torów wyścigowych lub nawet żużlowych (Motoarena w Toruniu). Ważne, aby każdy "oes" był inny - szybki, techniczny, ciasny, przyczepny lub śliski. Rajdy mają też swoje loga, historię edycji, sponsorów oraz odpowiednie naklejki. Na stronach lub profilach Facebookowych organizatorów pojawiają się zapowiedzi, formularze do zapisów, a nawet mapki prób sportowych. Zawodnicy mają więc szanse już w domu przygotować swój model lub zabrać ze sobą odpowiednio wielkie zaplecze serwisowe, aby ostatecznych ustawień dokonać tuż przed startem do pierwszego "oesu".

O zajętej pozycji w generalce na zakończenie zawodów decyduje suma czasów z przejechanych odcinków specjalnych. Zawodnik steruje modelem albo z jednego miejsca na specjalnym podeście (Toruń) albo też podąża za swoim autem w biegu lub chodzie (Warszawa, Wrocław). Ten sposób rywalizacji na oesach, zwany "oesem bieganym" został zapożyczony od południowych sąsiadów, którzy dla większości organizatorów w Polsce są wzorem do naśladowania.

Jak zostać rajdowcem RC, czyli trochę o kosztach

W porównaniu do prawdziwych rajdów, ten sport nie jest tak drogi, choć do szachów też bym tego nie przyrównał. Aby osiągnąć sukces potrzebne są dwa czynniki - dobry kierowca i dobrze przygotowane auto. Kluczową rolę odgrywa oczywiście trening, ale najpierw przygodę trzeba rozpocząć od wizyty w sklepie modelarskim.

Podstawowy model zdalnie sterowany w skali 1:10 z napędem na cztery koła kosztuje około 500-600 zł. To jednak niezbędne minimum, aby w ogóle móc myśleć o ukończeniu zawodów. Na samym początku dokupimy jeszcze dwa pakiety, ładowarkę i zapasowe opony. Razem wyjdzie nam niecałe 1.000 zł. Na "pudło" to jeszcze za mało, ale na wizytę w rajdowym przedszkolu wystarczy. Bardziej renomowane marki (m.in.: japońska Tamiya) każą sobie płacić większe sumy. Nie zawsze jednak cena idzie w parze z jakością, co warto dokładnie sprawdzić przed zakupem. Standardowy model do składania (np. TT-01, TB-02) oferowany przez Tamiya nie posiada w zestawie aparatury do sterowania autem, serwa układu kierowniczego czy pakietu zasilającego silnik, a i tak kosztuje więcej niż gotowy do jazdy model "konkurencji". Każda marka ma jednak swoje mocne strony i przed zakupem warto dokładnie je poznać i przeanalizować.

W czasie sezonu przyjdą z pewnością chwile na modyfikacje naszej rajdówki. A to trzeba zmienić opony na szutrowe (od 50 zł), a to podnieść zawieszenie (od 80 zł) lub wymienić uszkodzoną karoserię (od 80 zł) czy zębatki (od 20 zł). Skarbonka zostaje rozbita. Gdy opanujemy już jazdę elektryczną rajdówką i uzyskiwane czasy pozwolą myśleć o walce o podium, będzie trzeba zaplanować wzmocnienie "serca". Zestaw bezszczotkowy (silnik + regulator) to kolejne kilkaset złotych lub więcej wydane z naszego rajdowego budżetu. "Królewska" moc pozwoli nam jednak rozbujać rajdówkę nawet do prędkości ponad 60km/h (seryjnie, klasa N to ok. 20 km/h). Większość tras, jakie są budowane przez organizatorów, nie specjalnie pozwoli nam te właściwości wykorzystać, ale wyższy moment obrotowy przyda się w szybkim pokonywaniu kolejnych, nawet krótkich odcinków pomiędzy nawrotami i zakrętami. Nadmiar mocy szczególnie przydatny jest podczas nawracania - szybki "rękaw", potem gaz do oporu i auto już ustawione jest o 180 stopni w przeciwnym kierunku. Szybsze i mocniejsze serwo, odpowiedzialne za skręt kołami, też z pewnością pomoże w osiąganiu lepszych wyników. Kolejne kilkaset złotych ubywa nam z portfela.

Planując budżet na rajdowy sezon trzeba doliczyć jeszcze koszty wpisowego, dojazdu na zawody oraz serwisu. Najczęściej uszkodzeniu ulegają karoseria, opony z felgami, mocowanie zawieszenia lub zębatki. Naprawy nie są kosztowne, a w internecie można znaleźć praktycznie każdy element do różnych typów aut. Najpopularniejszymi producentami rajdowych maszyn są Tamiya, HPI, Himoto. Specjaliści z dziedziny modelarstwa szukają też innych, niecodziennych rozwiązań, ale to już pozostaje ich słodką tajemnicą.

Plusem, w odróżnieniu od prawdziwego samochodu rajdowego jest to, że karoseria to część niezależna od podwozia. Gdy nam się znudzi Mitsubishi Lancer Evo IV w malowaniach Tommiego Makinnena, możemy kupić lexanowy odpowiednik Toyoty Celica Carlosa Sainza, polakierować, okleić i nałożyć z powrotem na nasz model (podwozie). Technicznie auto zostaje więc takie, jakie zbudowaliśmy i dostroiliśmy, które czujemy i która nas słucha. A nowa karoseria dodam nam tylko świeżej energii i zagrzeje do walki o zwycięstwo.

Z czasem warto, gdy koszty wzrosną i przyjdą pierwsze sukcesy, pomyśleć o sponsorach, stworzeniu teamu i pozyskaniu własnych fanów. Wzorem prawdziwego rajdowca, takie rzeczy możliwe są również w małej skali, czego dowodem jest choćby wsparcie przez Subaru Import Polska toruńskiego zawodnika debiutującego w Toruńskiej Lidze Rajdowej (www.rc.tkm.torun.pl). Rajdowy team Subaru Poland RC Team posiada własną stronę internetową (www.sprct.pl), profil na Facebooku, organizuje konkursy z nagrodami, jeździ rajdówką oklejoną na wzór Imprezy Wojtka Chuchały oraz posiada bogatą galerię zdjęć i filmów. Znane marki z dużego motorsportu wspierają również poszczególne imprezy (Platinum, RallyShop). W tym roku już po raz drugi na toruńskiej Motoarenie rozegrany został SUBARU Rajd Jesienny modeli RC, na liście którego widniało ponad 40. kierowców z całej Polski.

Rajdowi mistrzowie w Polsce

Igor StaszIgor Stasz, Chełm - rajdowy Mistrz Torunia 2013
Swój pierwszy start w rajdach RC zaliczył w 2010 roku, choć już wcześniej testował off-roadowe modele spalinowe. Te były jednak za głośne i wymagały specjalnych torów. Nie można więc było sobie pojeździć pod domem czy odpalić auta na komputerowym biurku obok kuchni. Bakcyla połknął dopiero mając możliwość pojeżdżenia elektryczną rajdówką, która nie ustępowała mocą i szybkością terenowemu Buggy. Z resztą z rajdami miał już kiedyś styczność - amatorsko startował w popularnych KJS-ach, zdobywając Mistrza Okręgu Lubelskiego, a później był pilotem w Mistrzostwach Polski u Tomka Dąbrowskiego, Piotra Wypycha i Michała Streera w Renault Clio.

Na swoim koncie ma tytuł mistrza klasy S2000 wywalczonego w Rajdowej Lidze Mazowsza w sezonie 2011 oraz tytuł rajdowego mistrza Torunia 2013, startując cały sezon Fordem Fiestą WRC na podwoziu marki Traxxlce-m.

Jak osiągnąć sukces?
- W rajdach RC piękne jest to, że 80% sukcesu to umiejętności zawodnika. Jadąc nawet prostym modelem dobry "driver" wbije się na każdej imprezie do pierwszej piątki klasyfikacji generalnej, a przy odrobinie szczęścia może i nawet na pudło. Kluczem do sukcesu jest więc trening, ale należy pamiętać, że rajdy RC to też jest modelarstwo, więc czasami przy aucie trzeba trochę podłubać.

Łukasz MakarŁukasz Makar, Wrocław, Dolnośląska Liga Rajdowa
Przygodę z rajdami RC rozpoczął w ubiegłym sezonie startując modelem kolegi, Marcina "Marcelussa", twórcy Dolnośląskiej Ligi Rajdowej. Od dzieciństwa kręcą go auta, w szczególności te którymi można posterować. Teraz, mając już fajną rodzinkę, nastąpił "powrót". Kupił podstawowy model Flying Fish i dołączył do kolegów rywalizujących w DLR. Z uwagi na prostą budowę auta, w trakcie sezonu 2013 rajdówka przeszła kilka znaczących modyfikacji (silnik, serwo, zawieszenie).

- Obiecałem sobie, że tym autem dokończę sezon, choć nie spodziewałem się, że pozwoli mi to na zwycięstwo. Widać jednak, że dobry "driver" to klucz do sukcesu (uśmiech). Dla mnie każdy rajd ukończony na mecie jest już powodem do radości i dostarcza dużą dawkę przyjemności. Sukcesem jest też rosnące zainteresowanie rajdami w naszym mieście oraz coraz większa i zgrana ekipa DLR.

Jak osiągnąć sukces?
- Czerpać z tego radość i być konsekwentnym. Trzeba wyegzekwować czas na trening, choć zawsze z tym jest kłopot. Każdy z nas ma pracę, rodzinę... jedna każdy kwadrans jest ważny.

Tomek BullerTomasz Buller, Toruńska Liga Rajdowa, mistrz Torunia w klasie S2000
Za kierownicą elektrycznej rajdówki zasiada od półtora roku, a wszystko zaczęło się w... salonie Toyoty. Na organizowanym przez toruński salon Toyoty Dniach Otwartych była okazja pojeździć rajdowymi modelem RC. Zaczęło się więc od pierwszych jazd próbnych i wygraniu... Yarisa na weekend, ale w skali 1:1. Potem popularny "Bulli" poznał urzędującego wówczas rajdowego mistrza Torunia, Radka "Rekina" Schenkera, dowiedział się co gdzie i jak zaczął i tak wkroczył w świat rajdów RC.

Sezon 2012 przeznaczył głównie na naukę i zbieranie doświadczenia. W tym roku ostro już powalczył o pudło. Uzbroił się w nową rajdówką Tamiya XV-01 Pro w nadwoziu Mitsubishi Lancer Evo X (w rallycrossie karoserię wymienia na Hondę Civic). To za kierownicą "miśka" zdobył tytuł rajdowego mistrza Torunia w klasie S2000, tytuł rajdowego wicemistrza w generalce oraz tytuł mistrza Torunia w najmocniejszej Div I w rallycrossie.

Jak osiągnąć sukces?
- Kluczem, jak w każdej dyscyplinie w której występuje rywalizacja, jest trening. Dobry sprzęt oczywiście pomaga, ale głównym czynnikiem, który "dojeżdża" do mety jest kierowca. Nawet najdroższy sprzęt nie pozwoli zwyciężyć, jeśli słaby będzie łącznik między aparaturą a modelem. Teraz koncentruję się na szukaniu optymalnych ustawień mojego modelu, bowiem całym serwisem zajmuję się sam.

Autor: Michał Jasiński

Dodaj komentarz do artykułu

Treść *
Autor *
Kontakt ( tylko do wiadomości Redakcji )
* - pole wymagane

Uwaga! Redakcja nie odpowiada za treści i tematy publikowane w dziale "Komentarze".
Redakcja ma prawo usunąć komentarz jeśli uzna go za niezgodny z prawem, obraźliwy lub szkodliwy.
Komentarz przez Ciebie dodany zostanie opublikowany niezwłocznie po zaakceptowaniu przez Redaktora.

Komentarz do artykułu
Brak komentarzy.
SZUKAJ W SERWISIE!
OtoModel - ogłoszenia modeli RC, części Traxxas Arrma HPI i inne
rc AKTUALNOŚCI TESTY FOTOREPORTAŻ MODELE MOTOSPORT
Copyright © Fabryka Dobrych Pomysłów, 2009 - 2012r. O nas | Polityka prywatności | Reklama | Katalog firm Nasze strony: Modelmania | OtoModel | Magazyn RC AUTA