Dariusz Małkiewicz

Z salonu prosto w teren

Data publikacji: 2010-09-07

W godzinach pracy czasami można go zobaczyć w dyrektorskim fotelu lub w równie wygodnym fotelu Mercedesa. Po pracy nierzadko wybiera zdecydowanie mniej komfortowe siodełko crossowej maszyny.

Z Dariuszem Małkiewiczem, współwłaścicielem spółki Auto-Frelik, prowadzącej autoryzowane stacje dilerskie marek Mercedes-Benz, Chrysler, Dodge i Jeep w Toruniu, sekretarzem i zawodnikiem Motosport Castrol Team o połączeniu pasji z biznesem i pomaganiu ludziom rozmawia Tomasz Niejadlik.

Tomasz Niejadlik: Panie Darku, czy można skutecznie sprzedawać samochody, nie kochając ich?
Dariusz Małkiewicz: Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. Coś takiego nie powinno mieć miejsca. Widzimy, że u nas firmie, począwszy od mechaników, a skończywszy na sprzedawcach w salonie, ludzie naprawdę identyfikują się z marką, którą reprezentują. W wielu przypadkach nasi pracownicy w miarę możliwości jeżdżą autami marek, które sprzedajemy.

Myślę, że to samo co Pan mogłoby mi powiedzieć wielu innych szefów firm dilerskich z regionu. Przyznam szczerze, że nie każdemu z nich bym uwierzył. Często słyszę, że jesteście niezwykle prospołeczną gałęzią polskiej przedsiębiorczości. Kilka miesięcy temu na spotkaniu z ważnymi przedstawicielami Związku Dealerów Samochodowych w Polsce usłyszałem, że Wasz sektor pospolicie angażuje się w różne formy sponsoringu, wspieranie młodych talentów, działalność dobroczynną itd. Powiem wprost, w naszym województwie jest z tym chyba raczej kiepsko. Jesteście chyba jedną z niewielu firm, które na naszym regionalnym podwórku w tego typu rzeczy realnie się angażują. Chciałbym zacząć od sportów motorowych. Wiem, że wspieracie finansowo m.in. Motosport Castrol Team Toruń...
Tak, to prawda. W tym roku pomagamy głównie Łukaszowi Wysockiemu. To człowiek, u którego naprawdę widać pasję w tym, co robi, a takie rzeczy naprawdę trzeba cenić. W sporcie sam talent już dziś nie wystarczy. Musi też pojawić się trochę skromności. Jak to mówią, w samoograniczeniu jest wielkość mistrza. Wiedziałem, że Łukasz jest dobrym zawodnikiem. Po jakimś czasie poznałem go też jako człowieka. Ta ocena miała bardzo duży wpływ na naszą decyzję o zawiązaniu współpracy. Wiadomo, że nie u wszystkich sportowców jest dobrze z rozsądkiem. Łukasz to jednak niezwykle poukładany chłopak, który zasługuje na to, żeby mu pomóc. Ten sport na razie nie cieszy się aż tak wielką popularnością kibiców jak np. żużel, dlatego nie liczymy, że dzięki tej umowie nagle jeszcze lepiej zaczną nam się sprzedawać samochody. To naprawdę nie o to chodzi. Po prostu pomagamy, bo chcemy pomagać.

Powiedzmy sobie szczerze, bo nie ma się tu co czarować, nie da się zrobić znaczącego wyniku w jakimkolwiek sporcie motorowym bez należytych nakładów finansowych. Wy, jako spółka Auto-Frelik angażujecie się w tego typu sponsoring. Czy jest jakiś sposób na to, żeby inne znaczące firmy z branży motoryzacyjnej z naszego regionu poszły za Waszym przykładem? Na tym terenie mamy masę pozytywnych ludzi, niezwykłych pasjonatów, perspektywicznej, uzdolnionej młodzieży, jednak potencjalni sponsorzy nie garną się, żeby w tych ludzi inwestować. Co zrobić, żeby inni zrozumieli, że warto?
Niestety, w naszej branży faktycznie niewiele jest firm, które angażują się w takie rzeczy, jeśli ich szefowie nie widzą w tym zaangażowaniu konkretnego interesu finansowego. Według mnie to błąd. Chodzi o to, że nie zawsze na tego typu inwestycję powinno spoglądać się pod kątem szybkich, prostych zysków. Wiadomo, że jeżeli da się szansę na rozwój jakiejś ciekawej, perspektywicznej dyscyplinie, czy utalentowanemu zawodnikowi, to może się z czasem rozwinąć i dać naprawdę dobre plony dla obu stron. Dodatkowo, nie można na wszystko patrzeć tylko przez pryzmat inwestycji. Ci, których na to stać, czasami po prostu powinni pomagać potrzebującym. To powinno być naturalne, ot, taki zwykły ludzki odruch.

Wy poza tym, że jesteście obecni w Motosport Castrol Teamie, czyli dyscyplinach crossowych, to stawiacie też na toruński żużel...
Zgadza się.

Czy także w tym przypadku wspieracie głównie jakiegoś konkretnego zawodnika, czy raczej cały klub?
Wspieramy ogólnie klub.

Dariusz MałkiewiczTak na marginesie: te trzy piękne białe E-klasy w wersji cabrio, które wzięły udział w efektownym zakończeniu Speedway Grand Prix w Toruniu dostarczyliście Wy?
Tak, te auta były dostarczone przez naszą firmę. Uważam, że w ramach tej oprawy wyglądały po prostu świetnie. Były niewątpliwą ozdobą ostatniego Grand Prix Polski. Oglądam zawody tego cyklu również w innych miastach i z pełną świadomością mogę stwierdzić, że ten cały finał w toruńskim wydaniu wypadł naprawdę nieźle.

Podpisuję się pod tą całą Pańską wypowiedzią. Przejdźmy dalej... Angażujecie się też jeszcze w inne rzeczy, prawda?
Tak. Od ubiegłego roku jesteśmy głównym sponsorem ogólnopolskich zlotów Mercedesa, które odbywają się w Toruniu. Stawiamy też na inne akcje i eventy. Staramy się być obecni na wszystkich ważniejszych wydarzeniach, odbywających się w naszym rejonie, związanych z markami, które reprezentujemy. Mercedes chce pokazywać, że nie jest marką zamkniętą i otwiera się na społeczeństwo. Także i my jesteśmy otwarci, dlatego tak mocno staramy się wychodzić z naszą działalnością na zewnętrz. My jako firma chcemy być bardo mocno utożsamiani z Mercedesem przez ogół mieszkańców regionu. Bardzo mocno nas interesuje obecność na wszelkich zlotach i rajdach zabytkowych modeli tej marki. Sam jakiś czas temu kupiłem w Berlinie zabytkową 114-tkę w wersji coupe z 1969 roku i w tym roku chcę zakończyć jej renowację. Auto w chwili zakupu było w naprawdę dobrym stanie, ale chcę jeszcze poprawić parę detali, tak, żeby wyszła z niego prawdziwa "igła".

W maju na obiektach Coloseum Motosport zorganizowaliście bardzo ciekawy event, podczas którego mogliśmy zobaczyć między innymi osławionego SLS-a, Supersportowe Auto Roku 2009.
Daliśmy grupie naszych klientów i dziennikarzy możliwość wypróbowania tego auta w różnych warunkach - miejskich, torowych, z włączonym ESP, bez tego systemu itd. Oprócz tego uczestnicy naszego eventu mogli sprawdzić możliwości Mercedesów C i E w wersjach AMG.

Przed chwilą wspomniał Pan o swoim zabytkowym, remontowanym Mercedesie. Wcześniej rozmawialiśmy o tym, że wspieracie stowarzyszenia i zawodników. Na wstępie stwierdził Pan, że nie wyobraża sobie sytuacji, by ktoś sprzedający samochody, nie darzył ich uczuciem. Skąd wzięła się ta pasja? Kiedy zaraził się Pan motosportem, który jako firma tak aktywnie wspieracie?
Wzięło się to jeszcze z dzieciństwa. Od bardzo młodych lat wspólnie z kolegami jeździłem na motorowerach. Czasami urządzaliśmy sobie wyścigi. Dlatego przez wiele lat moje serce mimo wszystko było bliżej motocykli niż samochodów.

Profesjonalnymi wyścigami motocyklowymi zaraziłem się w sumie dzięki koledze. Na początku zdarzało się, że na takie zawody jeździłem jako zwykły kibic. W końcu dałem się namówić, ażeby samemu spróbować startów w klasie amatorskiej. Potem przekształciło się to w zdecydowanie bardziej profesjonalne wyścigi. Przejeździłem trzy sezony w mistrzostwach Polski w klasie Supersport. Najlepszym okresem w przypadku tej dyscypliny był dla mnie bodajże drugi rok startów, kiedy to zająłem piąte miejsce w generalnej klasyfikacji całego cyklu. Niestety, natłok pracy i innych obowiązków sprawił, że brakowało mi czasu na profesjonalne przygotowania. Nie mogłem przez to dalej się rozwijać w tym kierunku.

Trzeba też tutaj dodać, że pieniądze potrzebne do wyczynowego uprawiania tego sportu były niebagatelne. Co więcej, z jednym jedynym torem w Polsce też trudno było liczyć na dalszy rozwój tej dyscypliny. Wówczas, czyli w latach 2005-2007 w mojej klasie startowało z reguły około dwunastu zawodników. Teraz startuje ich już około trzydziestu, więc jednak jest nieco lepiej. Wtedy, niestety, przyszło mi zakończyć ściganie, ale do dzisiaj, jeśli tylko czas mi na to pozwala, jeżdżę oglądać wyścigi na żywo i jednocześnie kibicować kolegom. Nieraz robi się ciężko na sercu, gdy ogląda się takie widowisko, a już samemu nie można w nim uczestniczyć. Chociaż ta karta w moim życiu być może jeszcze nie jest do końca zapisana. Sprzęt w garażu stoi do dziś, ochota nadal jest, dlatego niewykluczone, że być może dam się jeszcze kiedyś namówić do udziału wyścigu jakiejś amatorskiej klasy.

Jest jeszcze jeden powód, który się przyczynił do tego, że zrezygnowałem. Nikt z Torunia poza mną wówczas się w to nie bawił. Samemu zawsze jest trudno o mobilizację, przygotowania itp.

Teraz ścigam się trochę na crossach. Pod tym ostatnim względem jest już dużo łatwiej, bo mamy porządną paczkę, która wspólnie jeździ na zawody. W takim przypadku jeden mobilizuje drugiego, pomagamy sobie na wzajem. Wtedy tego nie miałem, a trzeba pamiętać, że sam wyścig to tylko efekt końcowy tego całego zaangażowania. Żeby się rozwijać, to trzeba trenować. Wspomniałem, że w Polsce brakuje nam torów. Ja na treningi musiałem jeździć do Poznania. Obiektów do crossu, gdzie można poćwiczyć, w naszym regionie na szczęście nie brakuje. Niektóre z nich nie mają homologacji, ale doskonale nadają się do trenowania. Mam tu na myśli choćby Amrol pod Wąbrzeźnem, czy tor pod Lubiczem. Profesjonalne zawody odbywają się z kolei w kompleksie torów Coloseum Motosport, w Chełmnie i Lipnie.

Małkiewicz motocrossNo właśnie, skoro już weszliśmy w teren, to kiedy w Pana przypadku to się dokładnie zaczęło?
To było w latach 2006-2007. Przygotowując się do wyścigów, wsiadałem na motocykl crossowy i wyjeżdżałem w teren. Chodziło o to, żeby nie tracić kontaktu z motocyklem, żeby był on możliwie najczęstszy. Dzięki crossówce nawet w przerwie pomiędzy sezonami rozbrat z jazdą nie był zbyt wielki. Koledzy w międzyczasie jeździli na zawody enduro. Zaczęli mnie namawiać, żebym pewnego razu pojechał z nimi zobaczyć, jak taka rywalizacja w rzeczywistości wygląda. W końcu pojechałem do Ostródy. Zdecydowałem się zabrać ze sobą motocykl i samemu spróbować tego ścigania. Pokonałem tam jedną 60-kilometrową pętlę. Strasznie się przy tym zmęczyłem, ale spodobało mi się to. Zadecydowałem wówczas, że w kolejnym roku zaliczę wszystkie starty w sezonie pucharu Polski w rajdach enduro.

Bardzo mile wspominam ten okres. Mieliśmy około dwudziestoosobową grupę, dlatego jeździliśmy dużą ciężarówką, żeby zabrać ze sobą cały potrzebny sprzęt. Wyróżnialiśmy się na każdych zawodach, bo dwudziestu facetów ubranych w te same barwy z daleka rzucało się w oczy. Atmosfera panująca pomiędzy nami, ten cały klimat wspólnych wyjazdów to była naprawdę niezwykła rzecz. Niektórym patrzącym na nas z boku, wydawało się, że jesteśmy tak dużym i dobrze zorganizowanym klubem, że powinniśmy uczestniczyć w mistrzostwach Polski, a nie pucharze. Niestety, enduro w międzyczasie w naszym kraju się po prostu skończyło, gdyż czołowi polscy zawodnicy zaczęli startować za granicą, część z nich poprzechodziła też do motocrossu. Wtedy pojawiła się opcja startowania w wyścigach cross-country.

Motocross to dobre rozwiązanie dla młodych chłopaków, którzy w terenie jeżdżą w zasadzie od dziecka. Tam bardzo ważnych jest kilka elementów, m.in. technika, kondycja i przygotowanie motocykla. W cross-country najistotniejsze jest, żeby cały półtora, czy dwugodzinny wyścig pojechać bardzo równo, nie popełniać błędów. Staram się to robić i czasami chyba całkiem nieźle to wychodzi. Warto tu dodać, że cały nasz Motosport Castrol Team od dwóch lat bardzo dobrze poczyna sobie w tej dyscyplinie. Można powiedzieć, że puchar Polski w cross-country Toruń w zasadzie zdominował. Praktycznie cała ubiegłoroczna czołówka w klasach 250 i 450 ccm to ludzie z naszego klubu. W międzyczasie niektórzy z naszych zawodników poprzechodzili nawet o stopień wyżej, rozpoczęli starty w mistrzostwach kraju.

Zauważyliśmy, że w ostatnim czasie próbował Pan też supercrossu...
Tak. W supercross zacząłem troszeczkę się bawić od momentu, gdy w Toruniu powstał tor do tego typu zmagań. Ta dyscyplina bardzo mi się podoba. Odrobinę przypomina mi nawet wspominane wyścigi, od których zaczynałem swoją przygodę z prawdziwym sportem motorowym. Tutaj jest ta powtarzalność, nie ma błota, trzeba być cały czas mocno skoncentrowanym na jeździe, gdyż nawet odrobina dekoncentracji może zakończyć się upadkiem i kontuzją. Ja na torze supercrossowym w tym roku już dwukrotnie uległem wypadkowi.

W ciągu tych kilku lat startów w różnych dyscyplinach sportu motocyklowego przytrafiały się Panu jakieś poważniejsze kontuzje?
Cięższe urazy na szczęście mnie omijały, choć w tym roku oba wspominane zdarzenia zakończyły się dosyć boleśnie. Między innymi wysiadło mi kolano i dopiero po upływie około półtora miesiąca zacząłem normalnie chodzić. Dopiero niedawno wróciłem do normalnych treningów.

Żona (przyp. red. Anna Frelik - współwłaścicielka spółki) pewnie troszczy się o Pana zdrowie. Nie oponuje za bardzo? W końcu, jak widać, ten sport wiąże się z ryzykiem...
Nie. Moja żona też jest pasjonatką i prawdę mówiąc, ona najchętniej też by się pościgała, tyle, że urodził nam się synek i w tej chwili po prostu nie ma takiej możliwości.

Próbowała kiedyś?
Tak. Jeździła ze mną nawet po torze na ścigaczu. Naprawdę bardzo to lubi. Połowa motocykli w naszym garażu należy właśnie do niej.

Cóż... Powiem tylko tyle, że jestem pod wrażeniem. Pan jednak w tym samym garażu już szykuje maszynę do kolejnej dyscypliny motosportu, która w Toruniu jeszcze nie ma tradycji.
Zacząłem trenować supermoto. To poniekąd połączenie wyścigów, od których zaczynałem, z motocyklami, na które następnie się przesiadłem. Mam nadzieję, że doczekamy się też zawodów supermoto także w Toruniu. Widać, że nasze miasto ma realną szansę stać się bardzo silnym ośrodkiem sportu motorowego w sakli całego kraju.

Od dłuższego czasu rozmawiamy głównie o jednośladach. Sam Pan wcześniej wspomniał, że przez lata Pańskie serce nieco bliżej było motocykli niż samochodów. Czy coś się zmieniło? Odnalazł Pan w sobie równie dużą miłość do aut?
Tak. Moja pasja jest widoczna dzisiaj chociażby w przypadku Mercedesa C63 AMG. Jestem po prostu zachwycony tym samochodem. Sportowe motocykle przez lata dostarczały mi unikalnych wrażeń, których nie były w stanie zapewnić samochody. Ten model jest w stanie dostarczyć naprawdę niesamowitych emocji. Silnik, zawieszenie, sposób prowadzenia i jeszcze cały szereg innych rzeczy... To naprawdę coś wyjątkowego. Miałem okazję jeździć wieloma różnymi samochodami, ale ten chyba najbardziej z nich wszystkich przypadł mi do gustu.

W ten sposób dobrnęliśmy do końca naszej bynajmniej długiej rozmowy. Dziękuję serdecznie za rozmowę.
Ja również.

Auto Frelik - autoryzowany dealer Mercedes-Benz
ul. Szosa Chełmińska 214,
87-100 Toruń
tel. (56) 654 54 52
www.frelik.mercedes-benz.pl

Autor: Tomasz Niejadlik

Galeria fot. Michał Jasiński Dariusz Małkiewicz - 1 Dariusz Małkiewicz - 2 Dariusz Małkiewicz - 3 Dariusz Małkiewicz - 4 Dariusz Małkiewicz - 5 Dariusz Małkiewicz - 6 Dariusz Małkiewicz - 7 Dariusz Małkiewicz - 8 Dariusz Małkiewicz - 9 Dariusz Małkiewicz - 10 Dariusz Małkiewicz - 11 Dariusz Małkiewicz - 12 Dariusz Małkiewicz - 13 Dariusz Małkiewicz - 14 Dariusz Małkiewicz - 15 Dariusz Małkiewicz - 16 Dariusz Małkiewicz - 17 Dariusz Małkiewicz - 18 Dariusz Małkiewicz - 19 Dariusz Małkiewicz - 20 Dariusz Małkiewicz - 21 Dariusz Małkiewicz - 22 Dariusz Małkiewicz - 23 Dariusz Małkiewicz - 24 Dariusz Małkiewicz - 25 Dariusz Małkiewicz - 26 Dariusz Małkiewicz - 27 Dariusz Małkiewicz - 28 Dariusz Małkiewicz - 29 Dariusz Małkiewicz - 30 Dariusz Małkiewicz - 31 Dariusz Małkiewicz - 32

Dodaj komentarz do artykułu

Treść *
Autor *
Kontakt ( tylko do wiadomości Redakcji )
* - pole wymagane

Uwaga! Redakcja nie odpowiada za treści i tematy publikowane w dziale "Komentarze".
Redakcja ma prawo usunąć komentarz jeśli uzna go za niezgodny z prawem, obraźliwy lub szkodliwy.
Komentarz przez Ciebie dodany zostanie opublikowany niezwłocznie po zaakceptowaniu przez Redaktora.

Komentarz do artykułu
Brak komentarzy.
Copyright © Fabryka Dobrych Pomysłów, 2009 - 2012r. O nas | Polityka prywatności | Reklama | Katalog firm Nasze strony: Modelmania | OtoModel | Magazyn RC AUTA