
Mały Kormoran dał popalić
Mówi się, że w Polsce nie ma trudniejszego KJS-u od Rajdu Brodnickiego. Zdaniem niektórych "Brodnica" powinna mieć jeszcze wyższą rangę, bo to za wysokie progi dla amatorów. Skrzywdzilibyśmy tym ludzi - odpowiadają organizatorzy.
Jednemu z czołowych polskich rajdowców, Zbigniewowi Staniszewskiemu, trasy 14. Rajdu Brodnickiego tak przypadły do gustu, że zamierza wrócić tu jeszcze nie raz.
- Prawdę mówiąc, jadąc tutaj nie spodziewałem się, że będzie aż tak ciekawie - komentuje olsztynianin.
Charakterystycznego Lancera Evo IX na okolicznych szutrach prawdopodobnie zobaczymy zdecydowanie szybciej niż w ostatni weekend sierpnia 2011 roku, kiedy odbędzie się kolejna edycja tych zawodów. "Stanik" bowiem chce w tych miejscach od czasu do czasu urządzać sobie treningi.
- Zapytałem dyrektora imprezy, Jana Balceraka, czy nie można by postarać się o jeszcze wyższą kategorię dla tego rajdu - wspomina Zbigniew Staniszewski. - Powiedział, że miał takie propozycje, że istnieje taka możliwość, jednak świadomie nie chce tego robić. "Ja robię to dla tych z pozoru zwykłych chłopaków, dla amatorów, którzy tak naprawdę kochają ten sport i chcą się tutaj ścigać. Muszę przy tym pozostać. Nie chcę im tego odbierać" - stwierdził w rozmowie ze mną. Wtedy natychmiast wycofałem się ze swoich sugestii. Zamilkłem, bo zrozumiałem. Ja także mam wielki szacunek dla tych ludzi, którzy nie mają wielkich budżetów, nie ścigają się dla sławy i tytułów, a po prostu dla dobrej zabawy. To jest prawdziwy sport, bo w tym jest pasja.
Po 14. Rajdzie Brodnickim nie brakowało jednak głosów krytyki wśród części uczestników. Jeden z pechowców imprezy, Szymon Świątkowski, który na odcinku dojazdowym w okolicach Jabłonowa Pomorskiego uszkodził miskę olejową w swoim charakterystycznym żółto-czarnym Cinquecento, nie jest tak radykalny w swoich ocenach.
- Największą krzywdę nam wszystkim, zarówno uczestnikom, widzom, jak i organizatorom, w tym roku wyrządził deszcz - stwierdził w rozmowie z nami tuż po odpadnięciu z dalszej rywalizacji. - Te trasy są naprawdę trudne, a jak popadało, to zrobiło się niezwykle ciężko. Przez te opady na wielu odcinkach było bardzo ślisko, grząsko, powstały gigantyczne koleiny. Niektóre miejsca porobiły się prawie nieprzejezdne. My trafiliśmy właśnie na jedno z takich miejsc. Wiadomo, że boli. Cóż, szkoda, ale zdarza się...
Szymon i Łukasz Świątkowscy byli jedną z dziewięciu załóg, które nie ukończyły tegorocznego "Brodnickiego". Nie brakowało nawet dachowań. Niektórzy pechowcy zapewniają, że mimo niepowodzenia wrócą tu za rok.
- Ten tak zwany Mały Kormoran naprawdę daje popalić, ale przez to jest ciekawy - dodaje jeden z pilotów proszący nas o anonimowość. - Wiadomo, jest ryzyko, jest zabawa. Im trudniej, tym lepiej. W pierwszej chwili po naszym zdarzeniu byłem na wszystko i wszystkich porządnie wkurzony, ale już mi trochę przeszło. Porażki tym bardziej motywują mnie do walki. Jak na dojazdówki to off-roadu faktycznie nieco za dużo, ale generalnie "Brodnica" jest OK.
Przypomnijmy, Rajd Brodnicki ma obecnie rangę Pucharu Polski Automobilklubów i Klubów oraz Mistrzostw Strefy Polski Zachodniej. Jest zaliczany także do klasyfikacji Mistrzostw Okręgu Bydgoskiego w KJS. Mimo stosunkowo niewysokiej klasy z roku na rok coraz bardziej interesują się nim profesjonaliści. W przyszłym roku poza wspominanym powyżej Zbigniewem Staniszewskim być może zobaczymy Tomasza Kuchara i jeszcze kilku innych czołowych rajdowców z naszego kraju.
Skrótowe wyniki można znaleźć pod artykułem "Stanik za rok też przyjedzie" w dziale Aktualności. Bardziej szczegółowe informacje znajdziecie na stronach www.rajdbrodnicki.pl i www.automobilklubtorunski.pl.

S napisał(a) dnia: 2010-09-09
I Pyndzel
Szymon Ś. napisał(a) dnia: 2010-09-02