Civic Type-R, powrót legendy
Japończycy zawsze lubili ukrywać moc swoich aut pod dość grzecznymi nadwoziami. Oczywiście z kilkoma wyjątkami jak Integra Type-R czy NSX. W większości jednak były to grzeczne hatchbacki, które potrafiły zawstydzić nie jednego sportowca. Do dziś.
Po kilku latach absencji Hondy w klasie hot-hatchy w końcu mamy powrót do korzeni. Marka, która od zawsze kojarzyła się z mocą, sportem i emocjami w pewnym momencie przebranżowiła się na poprawne i spokojne "dupowozy". Fanatycy JDM bardzo nad tym ubolewali, ponieważ na horyzoncie nie było widać klasycznego sportowca, który stanie się ikoną gier i filmów o tematyce nielegalnych wyścigów. Na szczęście Azjaci w końcu się opamiętali i powoli zaczęli wracać na dobrą stronę mocy. Trend ten zapoczątkowała Toyota swoim tylnonapędowym GT86, teraz nadszedł czas na Hondę.
Powrót Civica Type-R był zapowiadany od bardzo dawna. Japończycy powoli budowali napięcie, które w końcu sięgnęło zenitu. Filmiki gdzie zwykły Civic zamieniał się w swojego charakternego brata obejrzały miliony osób. Zdjęcia, które powoli odkrywały charakterystyczne detale czy długo trzymana w tajemnicy specyfikacja techniczna - prawie jak u Hichcock'a. Niektórzy myśleli, że to auto nigdy nie powstanie, a napięcie powoli sięgało zenitu. Ale w końcu jest! Jest nowy Civic Type-R! Jeżeli nadal jest ktoś, kto nie wierzy w istnienie tego auta, już dziś może wybrać się do toruńskiego salonu Hondy i na własne oczy zobaczyć i dotknąć legendę, która właśnie się tworzy.
A jest co oglądać. Samochód zrywa z poprzednim wizerunkiem tak zwanego "sleepera" i po prostu kipi mocą. Dosłownie. Nazwać linię tego auta najbardziej agresywną w klasie chyba nie jest przesadą. Ogromny spojler na klapie bagażnika, 4 końcówki wydechu, potężne poszerzenia nadkoli, tylny dyfuzor rodem z wyścigów płaskich... nowy CTR wygląda jakby chciał pożreć wszystko dookoła. Całości dopełnia obniżenie o 4 cm względem zwykłego Civica i charakterystyczne czerwone logo Hondy. Wulgarność i bezkompromisowość z jaką zaprojektowano to auto jest niesamowita. Fani tuningu mogą nad tym faktem ubolewać, bo tu chyba nie ma co zmieniać. Wygląda na to, że styliści Hondy zanim zasiedli do stoły kreślarskiego musieli przejść wszystkie części Need for Speed Underground i wybrać się na kilka spotów tunerów w Tokio. Lekcje zdecydowanie odrobili.
Jednak sam wygląd zewnętrzny to nie wszystko. W środku znajdziemy kubełkowe czerwone fotele. Tak - kubełkowe! Nie półkubły, czy normalne stołki tylko z lepszym trzymaniem bocznym. To są najprawdziwsze w świecie fotele znane ze sportów motorowych. Kiedy wcisnąłem się za kierownicę tego auta czekałem aż pani z salonu poda mi kask. Odpalanie za pomocą dużego czerwonego guzika "engine start/stop", obrotomierz w centrum czy czarna podsufitka. To auto krzyczy do nas "weź mnie na tor!".
Do pełni szczęścia brakuje nam tylko porządnej specyfikacji technicznej. Patrząc na to co Japończycy zrobili z potencjałem modelu CR-Z, można było mieć trochę obaw o to, że pod maską znajdziemy 1.5 i skrzynię CVT. Na szczęście Honda i tu nas nie zawodzi. Oj nie. Wręcz przeciwnie. Dwulitrowa turbodoładowana jednostka produkuje szaleńcze 310 KM i 400 Nm, które napędzają tylko przednią oś. Istne szaleństwo! Wg Hondy nowy CTR pierwszą setkę osiąga po 5,7 s., a jego prędkość maksymalna to 270 km/h. Żeby jeszcze bardziej podkreślić bezkompromisowość tego auta kierowca zmienia biegi za pomocą RĘCZNEJ 6-stopniowej skrzyni biegów, a kiedy najdzie go fantazja może wpaść w zakręt bokiem podciągając normalny hamulec ręczny. Czy jest jeszcze coś czego nam w tym aucie brakuje?
Pewnie większość pomyśli... ahhh ile to musi kosztować. I tu kolejna niespodzianka! Za auto, które już teraz jest legendą i ikoną JDM, za niesamowite emocje, liczne nawiązania do sportu i szaleńcze osiągi trzeba wyłożyć 144 000 zł. Czy to dużo czy mało, nie nam oceniać. Jednak patrząc na co to dostajemy w zamian chyba nie jest to wygórowana kwota.
Póki co zapraszamy na ulicę Żółkiewskiego gdzie chociaż chwile możemy poobcować z tym samochodem. Samochodem z "krwi i kości"!