
Wodzi na pokuszenie
Nie znajdziemy go na liście grzechów głównych oraz kościelnych przykazań. Ale na jego widok z pewnością dostaniemy gęsiej skórki. I trudno nam się będzie oprzeć jego diabelskiej duszy.
Jest największy, najmocniejszy, najpiękniejszy i chyba najtańszy. I choć brzmi to jak reklama, to wcale nią nie jest. Mitsubishi Lancer po prostu zawrócił nam w głowie. Czym?
Do redakcyjnego testu otrzymaliśmy Lancera Sportback z silnikiem 1.8 MIVEC o mocy prawie 150 KM. Czarny rasowy kompakt z początku nie zrobił na nas wrażenia. Ale on taki jest. Jak zakazany owoc - kusi powoli, niepozornie, ale w końcu nas dopada i zabiera duszę. W jego towarzystwie spędziliśmy ponad siedem dni. W różnych miejscach i z różnymi kierowcami. Poznaliśmy jego jasne i mroczne strony. I znamy go jak wieczorny pacierz.
W piątek rano, z rąk pracownika salonu Mitsubishi w Toruniu, Macieja Dombrowskiego, odebraliśmy kluczyki i dokumenty. Lancer Sportback, zatankowany po korek, czekał gotowy do testu. Gotowy był również Sławek Kruszkowski, dwukrotny mistrz świata w wioślarstwie, który wspólnie z nami wybrał się na testowy szlak. Niewtajemniczonym dodajmy, że Lancer musiał sprostać dwóm facetom o wzroście prawie dwa metry każdy, i wadze przekraczającej sto kilogramów na osobę. Nie było łatwo. Bez kompleksów
Nowy Lancer Sportback nie wie co to strach. Każdy z nas spokojnie mógł zająć miejsce za kierownicą bez obaw, że kolanami wybije sobie zęby. Nie było też problemu z szerokością kabiny. Nasze łokcie rzadko się ze sobą spotykały. Gdybyśmy zabrali ze sobą trzecią osobę, to z tyłu zostało by jej jeszcze wystarczająco dużo miejsca, aby nie czuć się skrępowanym i pokrzywdzonym. Jedynie przed wejściem trzeba zdjąć czapki i kapelusze, bo opadająca linia dachu szybko zmniejsza nam wolną przestrzeń nad głową.
Trójramienna skórzana kierownica idealnie pasuje do charakteru auta. Znajdziemy na niej również przyciski do sterowania radia, tempomatu oraz systemu bluetooth. Niektórzy narzekać mogą na brak osiowej regulacji kierownicy - nam to nie przeszkadzało, a pozycja w jakiej ustawiona jest kierownica nie zasłania zegarów i pozwala na szybki dostęp do przełączników.
- Ciekawie zostały zaprojektowane zegary - wskazuje Sławek Kruszkowski. - Dwie głębokie tuby z srebrną obwódką dodają sportowego smaku temu autu. Wszystkie przełączniki są na miejscu, łatwo dostępne i intuicyjne, mimo, że pierwszy raz siedzę w japońskim samochodzie. Z zewnątrz? Wystarczy spojrzeć na jego przód. Po prostu rekin - kończy z nieukrywanym uśmiechem toruński wioślarz.
Tutaj nie sposób się nie zgodzić. Przód nowego Lancera to prawdziwy majstersztyk. Niby prosty, bez udziwnień i załamań - ale piekielnie porywający. Prosty, ale groźny. Jak myśliwiec, który za chwilę ma się wzbić w powietrze. Gdybyśmy przypomnieli sobie poprzednią generację Lancera, to aż dziw bierze, że teraz Japończycy narysowali coś tak odważnego i pięknego. Panowie, nie zepsujcie tego, nie zmieniajcie go. Wersja Sportback to nie tylko wyróżnienie dla Lancera i podkreślenie jego sportowych aspiracji. Rajdowa legenda wciąż w nas trwa, ale z mistrzowskich oesów pamiętamy tylko wersję sedan. Sportback to pomysł na "sportowego hatchbacka". Hmm... szkoda że trochę nie udany. Wiele kontrowersji budzi tylny spojler, który miał wyróżnić Lancera od limuzyny. Przez jednych uwielbiany, przez drugich nazywany "parapetem na pelargonię".
- Spojler wygląda bardzo masywnie przez co trochę psuje atrakcyjną sylwetkę auta. Dobrze jednak, że nie zasłania widoczności jak w innym modelu japońskiego pochodzenia. Może trzeba się do niego przyzwyczaić? - ocenia Sławek Kruszkowski.
Naszym zdaniem, kochaj, albo rzuć - dalszą ocenę pozostawiamy Państwu.
Lancer jest indywidualistą, i to nam się w nim podoba najbardziej. Jego kupuje się sercem, a nie rachunkami i przemyślaną strategią. On pozwala się uwolnić, pozwala żyć i cieszyć się życiem. Jeśli chcesz go kupić, to pamiętaj - on Cię nie zawiedzie, ale musisz poczuć to samo co on. Musicie ze sobą współgrać.
Emocje w poczekalni
Dość tej poezji - wracamy na ziemię i... zaglądamy pod maskę. Najmocniejszy silnik benzynowy oferowany w tym modelu (wersja cywilna) potrafi wykrzesać z siebie moc prawie 150 KM. Gdybyśmy na jazdę próbną przeznaczyli statystyczne 5-10 minut, powiedzielibyśmy - porażka. Gdzie jest ta moc? Gdzie te konie mechaniczne? Szybko jednak przypominamy i, nauczeni własny doświadczeniem, podpowiadamy - z Lancerem trzeba się zaprzyjaźnić. Dopiero gdy poznaliśmy jego charakter, zaczęliśmy się uśmiechać. Wraz z 5-stopniową manualną skrzynią biegów zaczęliśmy przeżywać prawdziwą rozkosz... prowadzenia. Rewelacyjna skrzynia biegów była zawsze gotowa na kolejny bieg, niezależnie od prędkości. Szybka, krótka i precyzyjna, a przy tym obszyta delikatną skórą. Motor nie lubi, gdy wskazówka obrotomierza schodzi poniżej 4000 obrotów. Lancer kocha się kręcić, a dźwięk który z siebie wydobywa kochamy my.
- Fajny pomruk, możemy poczuć się jak na wyścigach - mówi toruński specjalista od wiosłowania, wciskając ciężką nogą gaz w podłogę. -Na środku widzę mocno rozbudowany komputer pokładowy, szkoda tylko że widzę też chwilowe spalanie. - ze smutkiem dodaje olimpijczyk.
Gdy powiemy o spalaniu, to uważni Czytelnicy katalogu powiedzą - kłamiemy. Niestety nie. Auto po Toruniu potrafi spalić 13-14 litrów benzyny na 100 km. Potrafi również i więcej, ale to już trzeba być katem, nie kierowcą. Mamy jednak dobrą wiadomość dla oszczędnych - wynik poniżej 8 litrów również jest możliwy. Szkoda tylko, że taki rezultat osiągniemy dopiero stosując niemal wszystkie zasady eco-drivingu. Ale jak ktoś chce, to można.
Lepiej jest na trasie. Podróż do Bydgoszczy i z powrotem, z włączonym tempomatem przy prędkości 90 km/h (bo szybciej przecież nie wolno), zabrała nam ze zbiornika zaledwie 6,6 litra bezołowiowej benzyny. Nie oszczędzaliśmy przy tym na automatycznej klimatyzacji i słuchaniu radia CD z odtwarzaczem MP3 (występuje w wyposażeniu stanardowym). W trosce o bezpieczeństwo
Kiedy Lancer wchodził do sprzedaży, reklamy ukazywały go jako największe i najbezpieczniejsze auto w swojej klasie. To pierwsze udowodniliśmy i faktycznie dział marketingu nie kłamał w tej sprawie. Co jednak z bezpieczeństwem? Nie sprawdzaliśmy - toruński diler nie pozwolił nam rozbić auta.
W specyfikacji Lancera Sportback znajdziemy jednak komplet poduszek powietrznych (siedem lub dziewięć, zależy jak kto liczy), w tym innowacyjna poduszka kolanowa pod kierownicą, systemy ABS, ESP oraz ASR (w Mitsubishi system kontroli trakcji został oznaczony skrótem ASC) oraz wielowahaczowe zawieszenie tylne. Takim kompletem, oferowanym w każdym modelu niezależnie od ceny, niewielu producentów może się poszczycić.
Na pochwałę zasługuje również układ kierowniczy. Ale to nie dziwi - Mitsubishi zawsze budowało samochody, które dobrze się prowadzą, zwłaszcza na rajdowych trasach. Dlatego Lancer nie jest tu wyjątkiem. Prowadzi się znakomicie, jest wyważony i posłuszny. Dzięki wielowahaczowemu zawieszeniu tylnemu i dużemu rozstawowi osi, wyprowadzenie go z równowagi może być trudne. Pamiętajmy, że w każdym modelu nad "słusznym" torem jazdy czuwają jeszcze elektroniczne czujniki.
W trosce o portfele
Ceny nowego Lancera Sportback zaczynają się od 62.490zł. Jednak promocyjny rabat w wysokości 7.000zł skutecznie zbija cenę do 55.490zł. W zamian dostajemy duże sportowe auto z 143-konnym silnikiem, wyposażone w klimatyzację, elektrycznie sterowane szyby przednie i tylne, centralny zamek, radio CD i MP3, siedem poduszek powietrznych i cały pakiet bezpieczeństwa wymieniony wyżej. Mało?
Testowany przez nas model 1.8 MIVEC Invite kosztuje niecałe 62.000zł! Wyróżnia się felgami aluminiowymi, automatyczną klimatyzacją, skórzaną kierownicą, lampami przeciwmgielnymi, czujnikami zmierzchu i deszczu oraz tempomatem. Sylwetka pozostaje bez zmian.
Nie napisaliśmy być może w tym teście o bardziej przyziemnych sprawach. Długości, szerokości, wysokości, wyposażeniu różnych wersji, gwarancji, pochodzeniu (to dodajmy - Japonia), ile regulacji mają fotele i wycieraczki, czy radio dobrze słychać, czy plastiki są twarde itp. Nie czuliśmy takiej potrzeby - Lancer dawał nam radość z jazdy, a nie szukania dziury w całym. Ale jeśli Państwo chcą poznać go z tej strony, to piszcie do nas. My chętnie przejedziemy się nim raz jeszcze. Żeby znowu wiódł nas na pokuszenie.