
Repliki z bydgoskiej fabryki
Cóż, fabryka samochodów to może za dużo powiedziane, ale faktem jest, że bydgoski konstruktor chce zrobić interes na budowaniu replik i projektowaniu nowych modeli aut.
Mercedes miał swoje Srebrne Strzały, on z kolei ma Czerwoną. Gdy pierwszy raz zobaczyliśmy ten samochód na Tuning Show w bydgoskiej Łuczniczce, osłupieliśmy. "Co to właściwie, kurczę, jest?" - rzucił wtedy krótko któryś z naszych reporterów. Wydawało nam się, że trochę wiemy o sportowych furkach, ale na to pytanie nikt z ekipy nie potrafił udzielić trafnej odpowiedzi. Przed oczami stał niewielki czerwony roadsterek o intrygującym "dziobie" i "muskularnej" sylwetce. Krzątający się obok młody mężczyzna szybko zaspokoił naszą ciekawość.
- To mój własny pomysł. Nie ma drugiego takiego auta na świecie.
Jedyna w swoim rodzaju Czerwona Strzała Sebastiana Junga właśnie trafiła na sprzedaż. Przyszły nabywca będzie musiał wyłożyć za nią około 70 tysięcy złotych. Bydgoszczanin przekonuje, że ta maszynka jest warta zdecydowanie większych pieniędzy.
- Za niektóre repliki aut o podobnych nadwoziach u zachodnich producentów trzeba zapłacić kilkadziesiąt tysięcy, ale euro, a nie złotych - podkreśla konstruktor.
Gdyby dla kogoś to byłby jednak za duży wydatek, to szukając niepowtarzalnego sezonowego auta, może zdecydować się na którąś z replik Lotusa Super Seven spod ręki pana Sebastiana. Kopie tego kultowego brytyjskiego samochodu firma Jung-Power oferuje w cenach już od 30-35 tysięcy złotych w podstawowych wersjach wyposażeniowych z dwulitrowym silnikiem Forda. Więcej niż zabawka
My jednak na początku skupiliśmy się na Czerwonej Strzale. Samochód wizualnie zachęca do tego, żeby wskoczyć za kierownicę i porządnie "pocisnąć". Dzięki niemu można poczuć się niczym kierowca wyścigowy. Nawet bez dodawania gazu i dynamicznego pokonywania kolejnych zakrętów. Już od samego patrzenia... Sportowe nadwozie osadzono na ramie, zbliżonej do tych wykorzystywanych przez bydgoszczanina przy budowie replik Lotusa Seven. Uwagę momentalnie przykuwają też felgi Momo Ferrari 205x45x17. Jak na rasowego "sportowca" przystało, jest niziutko zawieszony. Sebastian Jung dodaje, że to jeden z najważniejszych układów tej maszynki. Bez porządnej "zawiechy" cały projekt nie miałby większego sensu. Ta w Czerwonej Strzale jest wielowahaczowa, amortyzatory są firmy SPAX z regulacją naciągu sprężyny i siły tłumienia. Pytamy o najbardziej ekstremalne ustawienia. Odpowiedź producenta jest krótka.
- Po zwykłych drogach tym się wtedy po prostu nie da jeździć - mówi Sebastian Jung. - Z taką regulacją nadaje się w zasadzie tylko na dobre tory.
Po tych słowach, mając na uwadze własne zdrowie, cieszymy się, że Czerwona Strzała ma w tej chwili "szosowe" regulacje. W końcu za parę minut przyjdzie nam zmierzyć się z drogą.
Wyjazd na jezdnię. REWELACJA! Mimo mokrego asfaltu Czerwona Strzała trzyma się drogi jak przyklejona. Dopiero duża prędkość w zakręcie pozwala wprowadzić samochód w poślizg. Tylny napęd w tym momencie robi swoje. Jedna kontra kierownicą i nasz bolid znowu bez kłopotu łapie tor jazdy.
- Kiedyś podczas takiej przejażdżki kolega w BMW postanowił trzymać się blisko mojego kufra - wspomina pan Sebastian. - W jednym z ostrych zakrętów stracił kontrolę nad "beemką", wpadł w poślizg i rozbił swoje auto.
Opcja dla szesnastolatka
Czerwona Strzała przykuwa uwagę przechodniów. Jak mówi właściciel firmy, nawet starsze osoby spoglądają w stronę samochodu ze sporym zaciekawieniem i jednocześnie życzliwością. Podobnie jest z policjantami. Czasami jednak urok tego samochodu potrafi być wręcz zgubny.
- Stałem przy rondzie Grunwaldzkim - opowiada konstruktor. - W pewnym momencie na pasie obok pojawił się facet, który z uwagą zaczął przyglądać się mojemu autu. Chciał je nieco lepiej obejrzeć, wrzucił wsteczny i przyłożył w przód gościa stojącego za nim.
My w Czerwonej Strzale czujemy się bezpiecznie. W samochodzie zamontowano pasy punktowe Monza, nadwozie wykonane jest z solidnej żywicy, która przy uderzeniach inaczej niż zwykła blacha rozkłada niszczącą siłę (bardziej "całościowo" niż "miejscowo"). Zaletą tej sportówki jest to, że "czujemy" auto niczym bolid ściągnięty prosto z toru. Każdy ruch kierownicą jest wyczuwalny, podobnie zresztą delikatne dotknięcia pedału hamulca. Samochód wyposażony został w regulowaną kierownicę RAID 300 mm i pedały z uchylnymi nakładkami. Obie rzeczy pomagają w sportowej zabawie.
Pojazdy budowane przez Sebastiana Junga to stosunkowo nieduże i lekkie konstrukcje. Przeciętny samochód waży około 700 kilogramów. Konstruktor podkreśla, że mógłby jeszcze bardziej odchudzić swoje projekty, jednak głównie kosztem bezpieczeństwa. Tego robić nie chce. Może za to skorzystać z mniejszych silników. Masa jednostek napędowych ma spore znaczenie w ogólnym kilogramowym rozrachunku. Firma Jung-Power bierze pod uwagę rozpoczęcie produkcji maksymalnie odciążonych replik Lotusa Super Seven. Te samochody miałyby ważyć poniżej 550 kilogramów, a więc mogliby z nich korzystać w ruchu ulicznym nawet 16-latkowie, posiadający prawo jazdy kat. B1.
W trzy sekundy od zera do setki
Silnik Fiata (DOHC, 8 zaworów, o seryjnej mocy 122 KM) zastosowany w Czerwonej Strzale daje dosyć wysoki moment obrotowy i pozwala na rozpędzenie tego pojazdu od zera do setki w około siedem sekund. Konstruktor w ciągu dwóch najbliższych lat planuje pobudowanie repliki Lotusa Super Seven napędzanego trzylitrowym silnikiem Toyoty Supry o seryjnej mocy 224 koni mechanicznych. Według Sebastiana Junga wykorzystanie tego "serca" i parę modyfikacji, pozwolą uzyskać przyspieszenie od 0 do 100 km/h na poziomie około 3 sekund!
Do replik "siódemki" najczęściej wykorzystywany będzie jednak sprawdzony silnik Forda z dwoma wałkami rozrządu o seryjnej mocy 125 KM. Trzeba dodać w tym miejscu, że bydgoszczanin w dość istotny sposób przebudowuje układy wydechowe. Wykorzystuje m.in. tłumiki od Audi. Układy wydechowe używane w Lotusach i Czerwonej Strzale są skracane nawet do długości 1,5 metra.
Sebastian Jung niedawno dzwonił do nabywcy pierwszego Lotusa, który wyjechał z jego warsztatu. Auto do dzisiaj podobno sprawuje się bez zarzutów. W firmie Jung-Power w tej chwili powstaje kolejna "siódemka". Bydgoski przedsiębiorca mówi, że ma zamiar budować 2-3 repliki L7 rocznie. Liczy, że przy tak przystępnych cenach znajdą się kolejni chętni na te niestandardowe samochody. Podkreśla, że jest w stanie dostosować się do wielu indywidualnych potrzeb klienta. W związku ze sportowymi właściwościami Lotusów, bierze pod uwagę budowanie replik do zmagań torowych, wyposażonych m.in. w klatki bezpieczeństwa.
- Dlaczego akurat L7? Dlatego, że jest to w miarę prosta, klimatyczna i dająca bardzo dużo radości z jazdy konstrukcja - stwierdza bez namysłu producent. - I jest jeszcze jedno. Po prostu mi się wizualnie podoba.
Zrób to sam!
Całkowicie nowe projekty i gotowe repliki Lotusa 7 to nie jedyne rzeczy, które mają powstawać w Jung-Power. Konstruktor chce produkować także kit-cary.
- Składanie samochodów samodzielnie, z gotowych elementów dostarczanych przez producenta, wielu osobom daje kupę frajdy - przekonuje pan Sebastian.
Bydgoski konstruktor twierdzi, że wiara czyni cuda, dlatego wierzy, że nie ma rzeczy niemożliwych. Chce dalej realizować swoje marzenia. Pragnie by pasja stała się dla niego podstawowym źródłem utrzymania i sposobem na życie. Na stronie internetowej firmy Jung-Power (www.jung-power.cba.pl) można znaleźć cytat: "(...) Niemożliwe to nie deklaracja. To wyzwanie. Niemożliwe to potencjał możliwości".
Po naszym kraju porusza się prawdopodobnie kilkadziesiąt Lotusów Super Seven i ich replik. W ubiegłym roku powstał nawet ogólnopolski klub zrzeszający miłośników tych aut. Fanklub organizuje też krajowe zloty posiadaczy L7.

St4fi napisał(a) dnia: 2010-02-01
Szacun!! Rewelacja projekt i wykonanie!
vLEPA_BFD napisał(a) dnia: 2009-12-19
KOZAK ! ! !
KszyszekN napisał(a) dnia: 2009-12-17
Poprostu petarda !!!
robo napisał(a) dnia: 2009-12-15
super auto super wykonanie !!!!!!!




































